FESTIWAL FILMOWY "KinoPozaKinem FILMOWA GÓRA 2011"


Wspomnienie o zmarłej Marii Kornatowskiej
Z kraju

Rano w niedzielę zmarła w Łodzi Maria Kornatowska, wybitny krytyk filmowy, eseistka, wykładowczyni łódzkiej Szkoły Filmowej. Uwielbiana przez studentów profesorka publikowała w "Kinie", "Filmie", "Tygodniku Powszechnym" i nowojorskim "Nowym Dzienniku". Jest autorką wielu książek, najbardziej znana to "Fellini" (pierwsze wydanie w 1972., ostatnie, poszerzone, w 2004 r). O Fellinim mówiła "Gazecie": - Nadał Rzymowi, raz jeszcze w dziejach, wymiar mityczny i teraz patrzymy na to miasto przez pryzmat jego wizji, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.

Był kimś w rodzaju wieszcza. Przewidywał przyszłość. Dużo z tego, co intuicyjnie wyczuwał, już się spełniło lub spełnia się na naszych oczach. Napisała też "Magię i pieniądze", wywiad-rzekę z Agnieszką Holland. - Kino stwarza, powołuje do istnienia świat, w którym rządzą prawa, jakie artysta mu narzuca - komentowała rozmowy z Holland. - Agnieszkę Holland uważa się za osobę bardzo racjonalną, chłodną, zdecydowaną, pragmatyczną. A jest całkiem inna, ma magiczny sposób myślenia i film traktuje jako magiczne oddziaływanie na rzeczywistość. Opublikowała także "Filmy o miłości", "Eros i film", "Wodzireje w amatorzy". Jej amerykańskie felietony ukazały się w tomie "Rozmyślania przy makijażu" (tytuł nawiązuje do felietonów Stanisława Dygata "Rozmyślania przy goleniu"). Była również współscenarzystką (z Adamem Kuczyńskim) "Ze snu", filmu o Wojciechu Jerzym Hasie. Podczas wielkiego przeglądu etiud łódzkich studentów w Nowym Jorku, cytował ją " The New York Times", przytaczają opinię, że tradycją łódzkiej Filmówki stało się kształcenie artystów, a nie rzemieślników czy showmanów.


Marię Kornatowską wspominają:

Mariusz Grzegorzek, reżyser : Maria była osobą wyjątkową. Starej daty, w najlepszym tego słowa znaczeniu. Nigdy nie godziła się z bylejakością. Dla niej sztuka, film były czymś poważnym, najistotniejszym. Kiedy reżyserskie życie zastawiało na mnie pułapki, chciało zmusić do pójścia na kompromis, myślałem: nie ustępuj, co by Maria na to powiedziała? Nikt nigdy jej nie zastąpi.

Grażyna Torbicka, dziennikarka telewizyjna, dyrektorka Festiwalu Filmu i Sztuki „Dwa Brzegi”: W tym roku Maria po raz kolejny była gościem mojego festiwalu w Kazimierzu Dolnym. Umawiałyśmy się, że podczas tegorocznej edycji oddamy hołd kinu włoskiemu z jej ukochaną Anną Magnani. Maria przed każdym filmem robiła wprowadzenie. Kiedy przemawiała, widać było miłość do kina, którą w sobie nosiła. Mówiła o wielkich dziełach w sposób naturalny i barwny. Zarażała ludzi pasją. Podczas tych prelekcji zamieniała się w małą dziewczynkę. Była niezwykłą kobietą. Kolorowym ptakiem.

Jerzy Jarniewicz, poeta, tłumacz : Jedna z najbarwniejszych postaci, jakie miałem szczęście spotkać. Kolorowa duchem i prezencją. Osobowość błyskotliwa i dowcipna, całkowicie suwerenna w swoich sądach, często na bakier z polityczną poprawnością, trzymająca rękę na pulsie wydarzeń. Potrafiła rozmawiać pasjonująco nie tylko o filmie, który był jej naturalnym żywiołem, ale też o najnowszej literaturze, sztuce, polityce. O szkole i studentach. W pewien sposób łączyła swoją obecnością zatomizowane środowiska łódzkiej kultury, czynnie i szczodrze uczestnicząc w życiu kulturalnym miasta. Przyjmowaliśmy, że zawsze będzie z nami.

Agnieszka Odorowicz, dyrektorka Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej : Maria Kornatowska - wspaniały krytyk i filmoznawczyni. Bardzo żałuję. Będzie nam brakowało pani profesor. Była cenioną ekspertką Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. I przyjaciółką sztuki filmowej. Jej analizy filmowe cechowała wielka erudycja, ale i znajomość filmowego rzemiosła. Przez lata przybliżała nam klasykę kina światowego. Dla polskich twórców filmowych była wymagającą, ale i bardzo życzliwą recenzentką. To właśnie za dorobek krytyczny polskiej kinematografii przyznaliśmy pani profesor nagrodę Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej w 2009 r. Odejście Marii Kornatowskiej jest niepowetowaną stratą dla polskiego filmu. Składam wyrazy współczucia rodzinie i bliskim, wszystkim przyjaciołom pani profesor oraz studentom.

Filip Bajon, dziekan Wydziału Reżyserii PWSFTviT: Zawsze Marysię Kornatowską postrzegałem jako pierwszą damę polskiej krytyki. Patrzyła na film niezwykle szeroko, przyglądała się kinu, jako zjawisku kulturowemu. Często odnosiła się do zaplecza literackiego. Dobre kino było dla niej synonimem kina inteligentnego. Była zakochana w filmie artystycznym i rozumiała go jak mało kto. Prywatnie? Cudowny, dowcipny, uśmiechnięty kompan. Prowadziliśmy zawsze ożywcze rozmowy, nie tylko o sztuce.

Tadeusz Sobolewski, krytyk filmowy „Gazety”: Była wielką damą naszej krytyki filmowej, ale miała też coś z hipiski. Szukała w kinie głębi, stanów niewyrażalnych, jak u Hasa i Felliniego. Przypomina mi się zakończenie „Amarcordu”, wesele Gradiski, małomiasteczkowej diwy w czerwonym berecie. Maria tak pięknie opisywała tę scenę i „doznanie nieobecności, jak na obrazach de Chirica”. W jej nieobecność nie mogę uwierzyć. Obejrzę dziś „Amarcord”.

Tomasz Raczek, krytyk filmowy : Dla mnie Maria Kornatowska była nie tylko znawczynią kina, ale również ludzi. Antropologiem. Rozmowy z nią perliły się dziesiątkami anegdot. W łódzkiej szkole filmowej była uwielbiana. Podczas premier potrafił podbiec do niej były wychowanek i paść na kolana, by oddać jej hołd. To była fantastyczna, oryginalna, ekscentryczna dama. Nie sposób było przy niej zachowywać się trywialnie. W jej obecności czułem się jak bohater filmu Felliniego.

Andrzej Kołodyński, redaktor naczelny miesięcznika „Kino”: Była jedną z najcenniejszych postaci polskiej krytyki filmowej. Wielką osobowością. Cechowało ją niezwykłe wyczucie kina i wielka inteligencja. Kilkoma zdaniami potrafiła ocenić wartość filmu. Zwracała na siebie uwagę. Nie wchodziła, lecz wkraczała. Kochała festiwale. Wnosiła powiew wielkiego świata do życia redakcyjnego. Nikt jej nigdy nie zastąpi.

Andrzej Bart, pisarz i reżyser : Była kobietą z wielką klasą. I za to ją kochaliśmy. Przytoczę anegdotę z Nowego Jorku, kiedy na Piątej Alei dwie milionerki w towarzystwie Marii wybrały się na obiad. I były zdziwione, że tylko na Marię zwracali uwagę ludzie na ulicy. Ona miała to, czego się nie kupi za miliony. To, że się za nią oglądano na 5th Avenue, jest odpowiednikiem francuskiej Legii Honorowej. Ona nadawała rangę miejscu, wszędzie promieniowała.

Lidia Cankova, artystka, przyjaciółka : Wszystko bez Marii będzie konwencjonalne. Ulice Łodzi szare i smutne. Jej koronki, jedwabne szaliki, kwiatowe torebki, haftowane chusteczki do nosa, które namiętnie zbierała... Była wielką damą. Wszędzie sobą i wszędzie wzruszająco kobieca i dziewczęca. Obserwowała świat i ludzi uważnie, z miłością. Miała dar traktowania każdego jak misternie wyszytą chusteczkę.

Lech Majewski, reżyser i pisarz : Niezwykły umysł. W liceum przeczytałem jej „Felliniego”, to pierwsze wydanie w żółtej okładce, z zielonymi literami, co okazało się kluczowe, bo po tej lekturze wybrałem szkołę filmową, choć zdałem do ASP. Maria Kornatowska była moją ulubioną profesorką, pisałem u niej pracę magisterską o magii w filmie „Osiem i pół” Felliniego. Przyprowadziła na plan mojej etiudy filmowej Antonioniego, który powiedział mi: „Buona fortuna!”, a ona mi to przypomniała, jak dostawałem dyplom. Potem pisała wstępy do moich wystaw i o moich filmach, zawsze ciekawie.

Jakub Wiewiórski, były dziennikarz „Gazety”, dyrektor Wydziału Kultury Urzędu Miasta Łodzi : Pani Maria... Każdy wywiad z nią to było wyzwanie. A największym - autoryzacja. By znać nazwiska, które wymienia, by podążać za historiami, które opowiada. Każdy wywiad to jednocześnie była lekcja filozofii, filmu, Nowego Jorku, patrzenia na sztukę.

Filmowa Góra za gazeta.pl

 

Od 2010 roku Filmowa Góra nominuje do Nagrody Polskiego Kina Niezależnego im. Jana Machulskiego


Wspiera nas:


Współorganizatorzy FG:





Wyszukiwarka

Odwiedziny


Wczoraj : 159